Ostatni numer tygodnika "Wprost" potwierdził moje wcześniejsze domysły, ochrona kontrwywiadowcza w Polsce istnieje tylko "na papierze". Trudno mi sobie wyobrazić, że w kraju z Europy Zachodniej tygodnik swobodnie ujawnia dokumenty, które są objęte klauzulą tajności.
Materiał w założeniu miał uderzyć w prezydenta Komorowskiego, który cieszy się ogromnym zaufaniem Polaków. Dowodem na to są sondaże zaufania dające prezydentowi 80% zaufania. Dziennikarze tygodnika "Wprost" tym razem weszli w posiadanie dokumentów wyciekłych z tzw. Komisji Macierewicza, czyli z komisji weryfikacyjnej Wojskowe Służby Informacyjne, która działała w latach rządów Prawa i Sprawiedliwości. Nie wiadomo w jaki sposób "Wprost" wszedł w posiadanie tych dokumentów, nie wiadomo czy są one autentyczne, pewne jest w zasadzie tylko jedno - w Polsce może wyciec dosłownie wszystko, nawet ściśle tajne dokumenty.
Materiały, do których dotarli ludzie Sylwestra Latkowskiego nie ujawniają nam żadnej sensacji. W założeniu sensacyjnym materiałem miał być ten o tajemniczych powiązaniach Bronisława Komorowskiego z podejrzaną fundacją Pro Civili, niestety, jak to zwykle bywa Antoni Macierewicz pogubił sie we własnych ustaleniach, i nie odkrył niczego co miałoby zdyskredytować urzędującego prezydenta.
Ze sprawą WSI wrócił do obiegu temat powołania komisji śledczej badającej działalność Wiceprezesa PiS. Oby taka komisja powstała, bo to jedyna szansa na to, żeby społeczeństwo mogło się przekonać o brudnych zagrywkach Antoniego Macierewicza.
